Ludzkie ograniczenia

Ludzie są ograniczeni. Najzwyczajniej w świecie nasze ciała i mózgi mają swoje limity. Ludzki świat i społeczeństwo są więc dostosowane i aktywnie kreowane tak, by pasować do tych ograniczeń. 

Przykładowo: w większości społeczeństw płacimy za produkty w kwotach, które łatwo możemy przeliczyć w głowie. Używamy systemu krótkich, powtarzalnych i nieprzypadkowych (bo każde ma swoje znaczenie) imion i nazwisk zamiast indywidualnych numerów. Używamy języka na bazie uniwersalnej gramatyki, choć moglibyśmy tworzyć nowe symbole dla każdego znaczenia.

Nie przeszkadza nam to jednak dokonywać obliczeń pozwalających wysłać na księżyc obiekty ważące ponad 3 tysiące ton (takich jak rakieta Saturn V). Potrafimy analizować dane dotyczące ludzi z całego świata. Umiemy przewidywać pogodę, odkrywać odległą historię i odmierzać czas co do nanosekund.

A jednak, badania pokazują, że od czasu epoki kamienia (co najmniej 280 tys. lat temu) ludzki system poznawczy praktycznie się nie zmienił. Oznacza to, że nasi przodkowie mieli podobne możliwości w zakresie pamięci, zdolności wizualno-motorycznych, uwagi, postrzegania itd. Wniosek? My jesteśmy tacy sami. Nasz umysł zmieniła kultura i jej osiągnięcia — nauka, język, narzędzia i zasady.

Umysł rozszerzony

W 1998 roku dwaj kognitywiści — Andy Clark i David Chalmers napisali artykuł pt. „The Extended Mind”. Przedstawili w nim hipotezę, że narzędzia których używamy na co dzień powinniśmy traktować jako… część naszego własnego umysłu. 

Tak, dokładnie. Panowie naukowcy uznali, że pojęcie umysłu nie powinno zostać ograniczone do wnętrza naszej głowy. Autorzy nazwali swoją teorię koncepcją umysłu rozszerzonego. Miała ona odpowiedzieć na pytanie czy granice naszego ciała są również granicami naszej psychiki.

Jako najbardziej podstawowy przykład rozszerzenia umysłu można więc uznać użycie zwykłej kartki papieru. Możemy bowiem przeprowadzić na niej obliczenia, które byłyby zbyt wymagające dla naszej pamięci. Możemy też wykorzystać ją jako „ zewnętrzny dysk twardy”. Pozwoli nam to przenieść tam część naszych wspomnień czy wiedzy. 

Czy jednak nie jest to po prostu inny sposób na nazwanie oczywistego zjawiska? Cóż, autorzy koncepcji uważają że nie, i przedstawiają jej sedno na przykładzie historii pary bohaterów — Otta i Ingi.

Inga chce dostać się do muzeum. Pamięta ona na jakiej ulicy znajduje się placówka — bez problemu wydobywa więc informację z pamięci i zmierza w tamtym kierunku.

Otto również chce dostać się do muzeum. W jego przypadku problemem jest jednak postępujący alzheimer. Za jego sprawą Otto nie pamięta gdzie właściwie miałby się kierować żeby dotrzeć do celu. Posiada on jednak dzienniczek z nazwą ulicy, dzięki któremu wydobywa potrzebną informację i udaje się na wystawę.

Zarówno Inga jak i Otto zrealizowali swój cel poprzez współpracę z jakimś systemem zapisu informacji. Dla Ingi był to sektor z pamięcią długotrwałą w jej mózgu, dla Otta jego notatnik. Oba te systemy są częścią, rozszerzeniem bohaterów. Strata notatnika byłaby bowiem równie dotkliwa jak uszkodzenie regionu odpowiedzialnego za pamięć.


Autorzy koncepcji opisują więc, że dla naszego systemu poznawczego nie ma żadnego znaczenia gdzie znajduje się informacja. Liczy się tylko to, że jest zwykle dostępna w jednym miejscu i wiadomo jak ją wydobyć. 

 

Google jako wszechwiedzący notatnik

Czy to przypadek, że artykuł Chalmersa i Clarka został opublikowany akurat w roku, gdy uruchomiono największy ze znanych nam dzisiaj rozszerzaczy umysłu – narzędzie Google? W końcu czymże jest ono, jeśli nie wszechwiedzącą wersją notatnika Otto? Dodatkowo, jeśli przyjrzymy się dokładniej, to dostrzeżemy, że działalność Google coraz bardziej przypomina działanie procesów poznawczych.

Gdy podejmujemy bowiem decyzję o wykonaniu jakiejś czynności, automatycznie przychodzą nam do głowy możliwe rozwiązania. Przypuśćmy, że podobnie jak Inga i Otto mamy ochotę obcować ze sztuką. By trafić do muzeum, musimy odnaleźć w naszej głowie najkrótszą trasę, przypomnieć sobie czy placówka jest jeszcze otwarta, zastanowić się czy jest to godzina w której zwykle są korki itd.

Okazuje się, że wszystkie te decyzje zostały już za nas podjęte. Algorytmy firmy Google opracowały już dla nas trasę uwzględniającą korki, remonty, wybrany sposób transportu czy godziny otwarcia muzeum. Zostaliśmy tym samym odciążeni z obowiązku wykonania tych analiz samemu. Czyż nie jest to rozszerzenie naszego umysłu w najczystszej postaci? Jedyna różnica jest taka, że to, co wymagałoby od naszego mózgu połączenia wielu zmiennych i podjęcia różnych decyzji zostało nam ukazane w formie prostego komunikatu: Zrób tak, a będzie najlepiej.

A może nie jesteśmy nawet pewni czy mamy ochotę iść do muzeum? Cóż, nie mamy się czego obawiać, gdyż Google stara się dobrze poznać swoich użytkowników. Jeśli mamy wątpliwości odnośnie tego jak spędzić wolny czas, to na podstawie naszych poprzednich preferencji otrzymamy najlepiej dopasowane do naszych potrzeb propozycje. Póki co musimy jeszcze podjąć się wybrania tej, na którą mamy największą ochotę, ale możliwe że już wkrótce algorytm Google nawet to zrobi za nas. To trochę tak, jakby siedział nam w głowie. 


Design rozszerzony

Jakie więc dzisiaj mamy jeszcze sposoby odciążania naszego umysłu? Jednym z moich ulubionych przykładów jest aplikacja Photomath – spadkobierca antycznego już liczydła, a później kalkulatora.

Photomath do minimum ogranicza nasz wysiłek dając nam wynik dowolnego działania. Wystarczy zeskanować jego zapis aparatem. Jeśli jesteśmy bardziej dociekliwi, to aplikacja pokaże nam również krok po kroku w jaki sposób rozwiązać zadany problem. 

Innym ciekawym przykładem są aplikacje do tłumaczenia tekstów czy odbywania konwersacji w innych językach. Microsoft translator i Google translate sprawiły, że nie musimy dziś uczyć się języków by mieć dostęp do zasobów kulturowych czy nawet zwykłej rozmowy.

Więcej? Proszę bardzo. Oto aplikacja Be my eyes, która pozwala niewidomym rozwiązywać problemy codziennego życia z pomocą innych ludzi. Niewidoma osoba łączy się za pomocą czatu wideo z osobą zdrową. Ta z kolei pomaga jej opisując co widzi na kamerze. Dzięki temu osoba niewidoma może na przykład odnaleźć się na dworcu czy sprawdzić datę ważności produktu.

Zapewne wkrótce pomoc wolontariuszy nie będzie już jednak potrzebna. W drodze są algorytmy opisujące głosowo sceny na zdjęciach. Taka aplikacja nie będzie już wtedy jedynie rozszerzeniem umysłu. Będzie również rozszerzeniem całego systemu poznawczego.


Specjalnie podałem powyżej jedynie przykłady aplikacji. Już teraz technologia jest bardzo elastyczna. Jedno narzędzie, takie jak smartphone, potrafi być wykorzystane do praktycznie nieskończonej ilości zadań. Co za tym idzie – nie musimy wcale czekać na możliwość wszczepiania implantów czy wgrywania oprogramowania do naszego mózgu. Wystarczy, że nasz mały, podręczny element rozszerzonego umysłu otrzyma odpowiedni kawałek kodu i poda wynik zadanej operacji w przystępnej dla nas formie.

Jak umysł rozszerzony zmieni sposób nauki?

Teoria rozszerzonego umysłu daje do myślenia również w innych kwestiach. Jak powinna wyglądać droga edukacji ludzi za kilka/kilkanaście/kilkadziesiąt lat? W końcu zadaniem oświaty jest przekazywać informacje przydatne do efektywnego istnienia w społeczeństwie. Po co nam więc wiedza ze wszystkich dziedzin, skoro mamy ją już w umyśle – po prostu nie w części zbudowanej z komórek nerwowych?

Podnieść mogą się głosy, że kiedyś również informacje były dla nas dostępne – spisane w książkach i podręcznikach. To prawda, chociaż jest znacząca różnica. 

Otóż książek nie mamy zawsze przy sobie. Ich wiedzę mogliśmy ze sobą nosić jedynie po przyswojeniu jej do pamięci, a zatem nie można powiedzieć, że są one częścią nas. W przypadku smartphona natomiast – jesteśmy z nim równie nierozłączni co osoba niewidoma ze swoją laską. I nic nie zapowiada by miało się to zmienić.

Istotne staną się wkrótce zupełnie inne umiejętności. Podstawą funkcjonowania nie będzie nabywanie informacji. Będzie nią umiejętność ich oceny.  To dość drastyczna zmiana w tym jak wiele osób postrzega edukację. Potrzeba bowiem będzie zdecydować które ze szkolnych umiejętności faktycznie wpływają na nasz rozwój i ogólną inteligencję. Gdy taka reforma już nastąpi, będzie to największa zmiana od czasów wprowadzenia pruskiego modelu edukacji.

Dodatkowo pojawia się pytanie w jaki sposób i czy w ogóle da się bezpiecznie wprowadzać dzieci od najmłodszych lat w świat technologii. Będzie on w końcu wkrótce ich drugą naturą. Już teraz pojawiają się bowiem liczne badania, wskazujące na negatywne konsekwencje wczesnego obcowania ze smartphonami i tabletami. Możliwe że kolejnym zagadnieniem wartym podjęcia w szkołach byłoby to uczące odpowiedzialnego korzystania z technologii.

 

A tymczasem, pozostaje nam obserwować rozwój wydarzeń. 

 

Nadchodzi czas rozszerzonego umysłu. Analizowanie rzeczy jest retro.

 

 

Szymon Konieczny

Student Psychologii oraz Kognitywistyki na UAM. W Expansio pełni funkcję Content Editora. Tworzy treści w oparciu o metody Storytellingu i UX Writingu. Dba, by jego teksty były proste i przejrzyste, ale nie banalne. Prywatnie fan sportów ekstremalnych. Większość pieniędzy przeznacza na książki naukowe i literaturę piękną, a także na podróże z wielkim plecakiem. Jest ciekawy wszystkiego, więc zmienia zainteresowania jak skarpetki. Każdemu z nich jednak oddaje serce i cały wolny czas.