To miał być tekst o czymś innym.
Chyba każdy z nas słyszał o work-life balance. Równowadze między pracą a resztą życia. Obowiązkami i zabawą. Manewrowaniem czasem tak, by w kulturze kultu pracoholizmu i poczucia winy znaleźć czas dla siebie i najbliższych. Dziś coraz częściej mówi się o innej równowadze – online/offline balance. W dobie pandemii, gdzie wielu z nas przeniosło swoją pracę i naukę przed komputer, zachowanie zdrowej równowagi między czasem spędzonym online i offline stało się wyzwaniem. Jeszcze większym wyzwaniem niż dotychczas.
Bo czas online to przecież nie tylko praca. W naszym work-life balance również “life” w dużej mierze odbywa się na ekranie. Dlatego, gdy liczba tych godzin jeszcze wzrosła wielu osobom w głowie zapaliły się czerwone lampki: “Czas powiedzieć STOP i znaleźć jakiś umiar. To nie może być zdrowe. “
Wśród tych osób znalazłam się i ja. Dlatego, zainteresowana tematem, postanowiłam napisać dla was tekst z radami – jak ten online/ offline balance osiągnąć. Choć się do niego przybliżyć. A na zachętę, do korzystania z rad, chciałam wpierw opowiedzieć o szkodliwości internetu. I tu wracamy do początku. Wyobraźcie sobie jak się zdziwiłam, gdy zamiast przerażających wyników badań, odkryłam niespójne wnioski, ostrożne hipotezy i efekty tak słabe, że mogły być dziełem przypadku.
Tak, tak. Dobrze widzisz. To miał być tekst o szkodliwym wpływie internetu i social media na nasz umysł i samopoczucie. Oraz porady jak ten wpływ ograniczyć. Ale nie będę zmyślać. To oczywiście nie znaczy, że “bycie online” ma tylko i wyłącznie zbawienny wpływ na nasze życie, ale muszę przyznać, że strach ma wielkie oczy. Dlatego zapraszam Cię do przeczytania o moralnej panice, o tym co internet naprawdę robi z naszymi mózgami, o wadach, zaletach, samopoczuciu i subiektywności.
A na koniec podzielę się paroma radami jak odnaleźć swój własny online/ offline balance. Bo jednak znajdzie się kilka powodów, dla których warto to zrobić.
Zabójcza technologia
Jak słusznie zauważają autorzy tego artykułu (których wyniki badań będę omawiać potem) każda nowa, popularna technologia wzbudza w ludziach moralną panikę. Cyklicznie wybucha niepokój i oburzenie związane z nowymi mediami i wynalazkami. Nawet, gdy dane na temat ich szkodliwości są niejednoznaczne lub w ogóle jej nie potwierdzają. Ta zbiorowa, moralna panika dotknęła już takich zdobyczy ludzkości jak telewizja, radio, telefon a nawet prąd. Konflikt między ludźmi a technologią ma też charakter pokoleniowy. Nieodłącznym jego elementem są “starsi” narzekający na młodzież uzależnioną od wynalazków, bez których oni przecież mogli żyć. “I co ty byś zrobił bez tego telefonu…”.
Świeżym przykładem jest obawa, czy gry wideo wzbudzają wśród nastolatków agresję i uczą przemocy. Nie wydaje się ona tak absurdalna jak lęk rolników przed falami radiowymi, które niszczą plony. Jest tak po pierwsze dlatego, że sprawa jest stosunkowo nowa, nie wydaje się więc tak nierealna. Nie wiemy jaki wpływ okaże się mieć granie w brutalne gry, gdy coraz więcej z tych dzieci dorośnie. Po drugie to wszystko ma sens “na chłopski rozum”. W końcu gracze podczas rozgrywki posługują się przemocą, zabijają, często w brutalny sposób wiele osób. I to dla rozrywki. Czy to nie oduczy ich wrażliwości? Dlaczego nie mieliby powtarzać takiego postępowania w prawdziwym życiu?
Nie wiem jaki konsensus (lub nie) osiągnęło środowisko naukowe w sprawie gier wideo. Choć jest to niewątpliwie ciekawy temat. Wrócę jednak do internetu. Co właściwie wiemy na temat jego działania na nasz umysł?
Mózg online
Internet jest pełen nowych bodźców. Nasz umysł zawsze będzie miał co przetwarzać. Gdy znudzimy się jednym, w kolejce czeka tysiąc następnych. Mało tego, twórcy treści aktywnie walczą o naszą uwagę. Chcą tworzyć nowsze, szybsze, atrakcyjniejsze i bardziej przyciągające. W sieci działa samo-ewoluujący “mechanizm atrakcyjności”. To, co chętnie klikane jest linkowane, udostępniane, promowane i w ten sposób rozprzestrzenia się jeszcze bardziej. Z kolei treści mało dla odbiorcy atrakcyjne znikają gdzieś w gąszczu informacji.
Ta specyfika internetowego środowiska mocno różni je od świata, którego doświadczamy na co dzień. Badacze w tej dziedzinie skupiają się na działaniu uwagi. Nasz mózg, pod wpływem wielu bodźców, przełącza się w płytki tryb przetwarzania. Konsumujemy wiele treści, ale nie zagłębiamy się w nie. Poświęcamy mało uwagi i intelektualnego wysiłku.
Częstym zjawiskiem jest media-multitasking. Oznacza korzystanie z więcej niż jednego kanału mediów na raz np. oglądanie serialu i scrollowanie Instagrama albo granie w grę, słuchanie muzyki a w międzyczasie odpisywanie na wiadomości. Czasami o media-multitaskingu mówi się też w sytuacji częstego i szybkiego “przeskakiwania” pomiędzy mediami. Choć nie wszyscy o nim słyszeli, wielu wykonuje go na co dzień.
Niestety okazuje się, że częste angażowanie w taki rodzaj aktywności obniża naszą odporność na dystraktory (bodźce rozpraszające). Osoby, które często konsumowały kilka rodzajów mediów na raz lub szybko i często przełączały się między nimi, gorzej wypadały w niektórych, klasycznych eksperymentach poznawczych. Media-multitasking nie tylko nie zwiększa naszej zdolności do “robienia dwóch rzeczy na raz”, ale sprawia, że trudniej nam skupić uwagę nawet na jednej. Gorzej ignorujemy to, co nas rozprasza.
Angażując się w internetową aktywność warto skupić uwagę na jednej rzeczy na raz. Choć intensywny media-multitasking może przynosić pewne korzyści. W badaniach okazało się, że korzystnie wpływa na naszą zdolność do łączenia danych z różnych źródeł. Jeśli jednak nie chcemy nadwyrężać naszej zdolności do skupienia się – przeglądając Instagrama, skupmy się na Instagramie, a oglądając serial, skupmy się na serialu. Lepsza będzie nie tylko nasza znajomość fabuły, ale również koncentracja.
Transakcja wiązana
Kolejnym obszarem wyróżnionym przez badaczy jest pamięć. Internet znacząco zmienił sposób w jaki zdobywamy informację, ale okazuje się, że również sposób w jaki je zapamiętujemy.
Kojarzysz ten stan, kiedy informacja której się uczyłeś wyleciała Ci z głowy, ale pamiętałeś, dobrze gdzie ją znaleźć? Mogłeś mieć przed oczami stronę z podręcznika, tabelkę albo fotografię, ale za nic nie przypomniałeś sobie treści. Winną za ten stan rzeczy jest pamięć transakcyjna (transactive memory). To mechanizm, który polega na tym, że zamiast treści informacji zapamiętujemy jej źródło. Dzięki temu później wiemy gdzie ją odnaleźć, a jednocześnie oszczędzamy trochę zasobów poznawczych.
Kiedyś ludzie byli dla siebie głównymi nośnikami informacji. Każdy członek społeczności miał specyficzną wiedzę, którą mógł się podzielić z innymi. Wtedy ważne było by pamiętać, do kogo zwrócić się po jaką informację. Transakcyjność polegała na tym, że i my musieliśmy dostarczyć coś w zamian. Układ sił zmienił się wraz z nowymi sposobami kodowania informacji takimi jak rysunek czy pismo.
Kiedy powszechnym stało się posiadanie własnego zbioru książek, ten rodzaj pamięci służył do kodowania w której z nich znajdziemy to, czego właśnie szukamy. Internet nie tylko zmienił zasady gry, ale wywrócił grę do góry nogami. Właściwie wszystko co musisz wiedzieć to, że informacja jest gdzieś w sieci. Jeśli temat jest bardziej niszowy może przyda się konkretna strona czy forum. Ale i wtedy wystarczy je zapisać w zakładkach albo zostawić otwarte okno. Transakcja stała się bardzo jednostronna. Czy to źle? Z jednej strony zamiast na mocy naszych umysłów coraz bardziej polegamy na technologii, która może okazać się zawodna. Z drugiej jednak “uwalniamy” zasoby poznawcze, które możemy wykorzystać do innych, bardziej ambitnych celów. Ocenę pozostawiam Wam.
Jest jednak bardziej problematyczny aspekt szukania informacji w sieci. Choć jest to szybsze i daje nam dostęp do znacznie bogatszej treści. Informacje w internecie zazwyczaj sprawdzamy szybko, skupiając niewiele uwagi i zaangażowania. Co za tym idzie zapamiętujemy mniej niż sięgając np. po encyklopedię. Zwiększa się jednak nasze poczucie wiedzy. Ludzie są skłonni przypisywać sobie wiedzę w danym temacie, nawet jeśli właśnie odpowiedzieli na pytania, korzystając po prostu z informacji wyszukanych w internecie.
Można dyskutować co jest dla nas lepsze. Czy warto bardziej angażować własny umysł czy może odciążyć pamięć i polegać na technologii? Jednak trudno nie zgodzić się, że przypisywanie sobie wiedzy, której nie mamy przyniesie raczej opłakane skutki.
Szczury w sieci
B.F. Skinner to amerykański psycholog, który w XX wieku badał warunkowanie instrumentalne. Warunkowanie instrumentalne to taki rodzaj uczenia się, gdzie kary i nagrody modyfikują zachowanie. Przykładem takiego warunkowania będzie sytuacja w której dziecko dotknie gorącego czajnika i poparzy się. Ból będzie dla niego karą – bodźcem, który sprawi, że w przyszłości dziecko będzie unikać dotykania czajnika.
Skinner to zjawisko badał m.in. na szczurach, gdyż warunkowanie instrumentalne to jedna z metod uczenia się, którą jako ludzie podzielamy z innymi zwierzętami. Głodnego szczura umieszczano w klatce. Początkowo zwierzątko obwąchiwało i badało pomieszczenie. Gdy przez przypadek nacisnęło na znajdującą się w klatce dźwignię, z podajnika wypadało jedzenie. Jedzonko było dla szczura nagrodą (chyba dobrze to rozumiemy ;)) Z czasem zwierzę uczyło się celowo naciskać dźwignię aby otrzymać smaczny pokarm.
W sieci często jesteśmy takimi szczurami. Smartfony wywołują w nas nawyk częstego “sprawdzania”. Sięgamy po telefon, by zobaczyć czy nie dostaliśmy nowych wiadomości lub powiadomień. Jeśli tak, często poświęcamy im nieplanowany wcześniej czas. Ale już samo sprawdzenie telefonu jest dla nas nagradzające, dlatego że, dla ludzi nagrodą jest już informacja – coś przyszło czy nie.
Również wspomniany wyżej media-multitasking korzysta z mechanizmu warunkowania. Okazuje się, że tuż przed zmianą medium, z którego korzystamy, filmu, który oglądamy czy strony internetowej, znacznie wzrasta nasze pobudzenie. Osiąga szczyt w momencie “przełączania” a później opada. Tu znów mamy do czynienia z nagradzającym charakterem nowych informacji.
Internet jest pełen nowych, atrakcyjnych bodźców, które pragną przyciągnąć naszą uwagę. Z mechanizmu warunkowania instrumentalnego korzysta Facebook, gdy scrollujemy wall’a, Instagram, gdy przewijamy kolejne posty, a nawet aplikacje randkowe takie jak Tinder. Dodatkową pułapką jest to, że nigdy nie wiemy jakie zdjęcie, mem czy profil pojawi się następne. Pomiędzy średnio atrakcyjnym kontentem raz na jakiś, nieznany czas trafia się perełka. To jeszcze bardziej zachęca nas do ciągłego scrollowania.
Oczywiście mechanizm warunkowania instrumentalnego nie jest zły sam w sobie. To po prostu jeden ze sposobów uczenia się, często przez nas wykorzystywany. Social media działają w ten sposób, ponieważ jest to skuteczne. Podobny mechanizm wykorzystuje nasza aplikacja do komunikacji wewnętrznej (o której możesz przeczytać tutaj lub tutaj). Zbudowana na wzór mediów społecznościowych zachęca pracowników do korzystania i buduje w nich nawyk sprawdzania nowych treści. Łatwy dostęp do informacji oraz nagradzający ich wpływ sprawiają, że pracownik sam chętnie będzie sięgał po aplikację. Ponadto wiemy, że po telefon sięgamy wiele razy dziennie – aplikacja do komunikacji wewnętrznej może zostać dodana do umysłowej listy mediów społecznościowych, które sprawdzamy. Co słychać na Facebooku, Instagramie i w firmie?
Kilka słów na koniec
Może się wydawać, że tematy, które tu poruszyłam są dość niszowe – pamięć transakcyjna, odporność na dystraktory. Jest tak dlatego, że to w tych obszarach udało się znaleźć wiarygodne naukowe dane potwierdzające negatywny wpływ internetu. Korzystanie z internetu zdaje się nie zmieniać naszego poznawczego funkcjonowania (myślenie, spostrzeganie, pamięć, uwaga etc.) w drastyczny sposób. To, co ulega zmianie to właśnie pewne specyficzne funkcje, jakie opisałam powyżej.
Po przeczytaniu powyższych artykułów pomyślałam: “Okej, nie jest tak źle. Internet nie wypala nam dziur w pamięci, ani nie sprawia, że nie możemy się na niczym skupić. Ale na pewno gorzej wpływa na nasze samopoczucie. No już szczególnie media społecznościowe.” Czy tak jest w rzeczywistości?
Jeśli chcesz się przekonać zapraszam do drugiej części tego postu, która pojawi się już niedługo. Przyjrzymy się tam uzależniającym internetowym mechanizmom, tworzeniem relacji w sieci i jak social media wpływają na nasz nastrój i samoocenę. A na koniec spróbujemy znaleźć własny online/ offline balance.
P.S. Warto pamiętać, że wpływy, o których piszę, dotyczą osób dorosłych. Internet może w inny sposób oddziaływać na dzieci i młodzież, u których wiele funkcji dopiero się rozwija. Ponadto przedstawione badania naukowe, jak każde, mają swoje ograniczenia. Jeśli chcesz poznać ich specyfikę zapraszam do odwiedzenia linków źródłowych zamieszczonych w tekście.